Weteran Runmageddonu Kaukaz, Sahara i imprez Adventure. 40-letni ojciec dwójki dzieci, który na co dzień mierzy się z biznesowymi wyzwaniami, kierując kilkoma firmami. To jednak nie jedyny aspekt jego życia. Krzysiek kocha odkrywanie świata poprzez sport i podróże – o tym jak znaleźć odskocznię w pędzącym świecie w rozmowie z Krzyśkiem Jaciwem.
Zapytany o pasje określa je jako coś „co pcha do odkrywania”, podkreśla, że dzięki nim „odkrywa aspekty, które potem przekłada na swoje życie, czasem też na życie innych – współpracowników, dzieci”.
“Tato, zrób szpagat” – ale przed czterdziestką?
Przygodę ze sportem rozpoczął jako piłkarz ręczny – to wówczas nauczył się gry zespołowej, czegoś co później wykorzystał w budowaniu biznesu. Z boiska wyniósł również dyscyplinę i nawyk ciężkiej pracy. Po latach poświęconych rodzinie i biznesowi powrócił do sportu. Co stanowiło dla Niego motywację?
„W firmie pojawił się pomysł wspólnego startu na Runmageddonie. Mieliśmy wspaniały team – zapowiadało się ciekawie, od początku mocno wsparłem tę ideę. W tym samym czasie inspiracja przyszła z innego źródła: córka Hania uprawiała gimnastykę artystyczną. Powstało wyzwanie – tato, zrób szpagat…” Podjął sporo prób, ale szpagatu wciąż się nie nauczył. Sprostał jednak Runmageddonowi, wracając do sportu w wieku 37 lat.
Z chęci połączenia pasji do sportu i podróży narodził się pomysł startu w Runmageddon Kaukaz. Krzysztof wspomina go w sposób szczególny: „Przed startem zagrała ambicja. Bieg stanowił upamiętnienie setnej rocznicy uzyskania niepodległości przez Polskę i Gruzję. Postanowiłem to uczcić. Tydzień przed wyjazdem zmieniłem formułę z 50 na 100 kilometrów. Na pierwszym etapie niestety nadwyrężyłem kolano. Walczyłem ze sobą i to była chyba najtrudniejsza walka. Nie brałem leków przeciwbólowych, żeby lepiej słyszeć swój organizm. Nie chciałem spowodować kontuzji z nieodwracalnymi skutkami. Udało mi się ten bieg ukończyć. Mam wspaniałe wspomnienia, zwłaszcza z tras. Panowała wspaniała atmosfera. To było doświadczenie, które dało mi sporo wiary w siebie.”
Odkrywając świat, odkrywasz siebie
Przygodę ze Sport Adventure Krzysztof rozpoczął od kajakarstwa górskiego. „To dyscyplina, która od wielu lat była na mojej liście aktywności, których chciałem spróbować.” Pierwsze kroki Krzysztof stawiał metodycznie – zdecydował się na weekendowy trening. Wraz z łykiem górskiej wody, łyknął kajakarskiego bakcyla – no i się zaczęło. Chwilę później wybrał się z nami do Austrii i to nie sam, bo z nastoletnią córką. To był chyba odwet za challenge ze szpagatem… Jak wspomina udział w wyprawie? „Płyniesz wśród mas wody i nie wiesz co jest pod powierzchnią – mimo to czułem się dość bezpiecznie. Nie walczyłem z lękami – ja po prostu dobrze się czuję na wodzie, kocham wodę.”
Mierząc się ze strachem
Komfort spokoju nie towarzyszył jednak Krzysztofowi podczas wypraw górskich. W skałach podjął walkę ze swoimi słabościami. „Wejście na Mnicha wiązało się z głębokimi przeżyciami. Mierzyłem się ze swoimi lękami metodycznie, krok po kroku. Wcześniej na Jurze, podczas wspinaczki skalnej oswoiłem się z wysokością i nabrałem zaufania do sprzętu. Pozostał jednak we mnie lęk przestrzeni.”
Z tą barierą postanowił rozprawić się, podczas wyprawy na Mnicha. Co czuł na szczycie tej strzelistej turni? “Sporo euforii, endorfiny, poczucie lekkości. To w sumie była kwintesencja tego, co zakładałem, że się wydarzy. Emocjonalnie coś innego niż wbiegnięcie na metę. W biegach nie ma tyle stresu – chyba, że masz jakieś limity czasowe i gonisz za nimi. Czułem się trochę jak przed wielkim występem, budowanie napięcia – wyobraź sobie werble, narastający ich hałas, aż do wielkiego grand finale – to było coś w tym stylu. Na szczycie stres ustał, to była czysta przyjemność – myślałem wtedy: dajcie mi następną górę!”
“Każde przeżycie potrafi zmienić, ale trzeba mieć czas, aby to dostrzec”
W wyprawach Sport Adventure Krzysztof ceni sobie nie tylko mocne wrażenia. Zwraca uwagę na możliwość ich kontemplacji. “To jest moment, w którym wszyscy odstawiamy internet, bo to co się dzieje wokół jest po prostu ciekawsze, bardziej wciągające i w dodatku autentyczne. Świetne jest to, że mieszkamy w namiotach. W hotelu spotykamy się na kolacji, na drinku wieczorem, potem każdy zamyka się w swoim pokoju. Na campie ubierasz się i wychodzisz do ludzi. Spędzamy razem czas przy ognisku, to są niezapomniane wieczory. Jeśli chcesz po prostu gapić się na gwiazdy, to odstawisz leżak kilka metrów dalej i cieszysz się przyrodą… To wspaniały stan, moment, w którym masz czas na refleksję – i to właśnie w tobie pozostaje. Każde przeżycie, wrażenie potrafi człowieka zmienić, ale trzeba mieć czas, aby to dostrzec.”
Wspólne wyzwania cementują relacje
Wspólne pasje łączą, dlatego kilkudniowe wyjazdy w towarzystwie ludzi o podobnej zajawce mają tak ogromną wartość. To według naszego rozmówcy idealne momenty do budowania wspaniałych relacji.
“Łatwo jest zachęcić do rozmowy ekstrawertyków, jednak prawdziwe piękno ludzkich relacji ukazuje się wtedy, gdy dołączają do nich osoby o intrawertycznym usposobieniu. Takie właśnie okoliczności powstają, kiedy jest się na wyjeździe z osobami o podobnych zainteresowaniach, kiedy staje się wspólnie przed wyzwaniem”.
Co dalej?
Krzysztof jest człowiekiem, który konsekwentnie przekuwa swoje marzenia w cele, potem w plany działania. W przyszłości planuje skosztować żeglarstwa, jestem pewien, że spotkamy się na pokładzie na rejsie Sport Adventure. będziemy tez razem walczyć z górskimi rzekami w Słowenii i kto wie co jeszcze przyjdzie nam razem zrobić.
Z Krzysztofem rozmawiał Marcin Szymański.