fbpx
20 sierpnia 2021 Maciej

Zdobył IV Żywioły i pokonał swoje lęki. „Teraz mój świat wygląda inaczej”

Darek Zdebel to kolejna osoba, która w tym sezonie zdobyła IV Żywioły Sport Adventure. Jak wyglądała ta przygoda i czego go nauczyła? Zapraszamy na opis inspirującej podróży Darka.

Cztery Żywioły. Ziemia, Woda, Powietrze i Ogień. Cztery żywioły symbolizujące pokonanie własnych lęków i słabości.

Podkreślam własnych, bo to zupełnie inna koncepcja niż te, w których brałem udział dotychczas.  Zakłada ona  nie rywalizację z innymi uczestnikami, a wręcz przeciwnie: współpracę w celu realizacji zadania, jakie postawił przed nami organizator.

Gdy Sport Adventure przedstawił pod koniec zeszłego roku pomysł na bransoletkę z paracordu, na której będziemy zbierać symbole każdego z  IV Żywiołów, postanowiłem, że muszę to zrealizować. Muszę pokonać swoje lęki, muszę pokonać samego siebie.

Zacząłem od Ziemi. Koniec stycznia, kilkunastopniowe mrozy, Survival Sport Adventure w Tatrach. Mróz był tak ostry, że po pierwszym dniu nie potrafiłem odpalić auta. Podczas tej wyprawy nauczyłem się jak przeżyć podczas ostrej zimy, nocy, mgły, wysoko w górach. Co zrobić żeby przetrwać. To było mega wyzwanie! Po powrocie do domu potrzebowałem trzech dni, aby w końcu wyregulować ciepłotę organizmu. Ale udało się, dałem radę, żywioł Ziemi został pokonany.

Kolejnym była Woda. Koniec kwietnia, niespotykane jak na tą porę roku zimno. Śnieg, grad i rwący Dunajec, a my w kajakach. Poznałem tajniki pływania kajakiem górskim po rwących, kamienistych rzekach. Pływałem po torze kajakowym. Nauczyłem się jak zachować się zarówno po wywróceniu kajaka do góry dnem jak i pływaniu wpław w rwącej wodzie najeżonej kamieniami. Przeżyłem. A co najważniejsze nawet kataru nie miałem. Pokonałem siebie, żywioł Wody był mój.

Miesiąc później ponownie Woda. Tym razem Śniardwy na Mazurach. Nauka nurkowania. Nauka panowania nad emocjami, aby nie wpaść w panikę. Jak się schodzi coraz głębiej, zaczynają boleć uszy i trzeba panować nad naturalnym ludzkim odruchem zaczerpnięcia powietrza, otwierając usta. Nauka jak się uspokoić niemal 10 metrów pod wodą, gdy widoczność sięga jedynie niecałego metra. Co robić jak woda wlewa się w głębi do maski i jak się jej pozbyć. Co zrobić gdy wypadnie ustnik. Ale przede wszystkim – jak zachować zimną krew i nie dać się ponieść emocjom. Udało się. Kolejny raz Woda została może nie pokonana ale stała się czymś bliskim.

Dwa tygodnie później ponownie żywioł Ziemia i moja najtrudniejsza wyprawa. Wejście w mroczny i ciasny świat jaskiń. To było coś, czego się nie spodziewałem. Mroku się nie boję, nigdy się nie bałem. Klaustrofobii nigdy nie miałem i nie mam. Ale gdy znalazłem się w miejscach, gdzie w ciemnościach tak gęstych, że niemal można było je kroić nożem, gdzie trzeba się było przeciskać w miejscach tak ciasnych, że nie mogłem nawet głowy skierować na wprost.  Żeby przesunąć się dalej o kilka centymetrów musiałem odpowiednio skręcać ciało, poczułem dotyk mrocznego lęku. Nie strachu, lecz jakiegoś irracjonalnego lęku. Nigdy w życiu nie czułem się tak wyalienowany jak tam. Podkreślam to nie był strach. To był jakiś zwierzęcy lęk pierwotny. Jednak w chwili gdy udało się od tego lęku oddzielić, zapominałem o wszystkim. Cały świat, wszystkie problemy zdawały się znikać. Ciemność i ciasnota jaskini zamykały jakby w niewidzialnej kapsule, gdzieś poza czasem i rzeczywistością. Niesamowite uczucie. To był inny żywioł Ziemi, to był Hades.

Tydzień później, trzecie oblicze Ziemi, czyli wspinaczka na Jurze. Ta wyprawa była piknikiem, typowym odpoczynkiem. Fizycznym ale nade wszystko psychicznym. Piękna pogoda, piękne lokacje, niesamowite historie opowiedziane przez instruktora. Trzeci raz, trzecia twarz żywiołu Ziemia poznana.

A po miesiącu w końcu przyszła kolej na Powietrze. Kurs Paralotniarski. Największa zagadka. Czy miałem lęk? Tak, ale nie taki jak teraz wszyscy myślą. Nie bałem się latania, ja się bałem tylko tego, że mi się nie uda wystartować. Ale już po pierwszym razie lęk zniknął, a z każdym kolejnym lotem pojawiała się coraz większa przyjemność. Ze wszystkich wypraw właśnie ta była najbardziej przyjemna. Te niesamowite uczucie płynięcia w powietrzu. Ta cisza i szum powietrza. Ruchy skrzydła poruszającego się niczym żywa istota, delikatnie skręcającego w odpowiedzi na najmniejszy ruch ciała. Pamiętacie tą kreskówkę Jeźdźcy Smoków? To jest właśnie to samo, z jedną różnicą, że nie siedzi się na smoku a wisi jakby w jego łapach. Niesamowite uczucie. To był mój trzeci żywioł. Powietrze.

I został już tylko jeden. Ogień. Jak zaczynałem, moja córka zadała mi pytanie na które i ja nie znałem odpowiedzi. Jak zdobędziecie Ogień? Będziecie do Wulkanu wchodzić? Całe szczęście, póki co, aż takie ekstremum mnie nie czekało. Żywioł Ognia jest w nas. Ogień to te lęki, ten strach, to, to zawahanie, to ta nutka szaleństwa, to wszystko co jest w nas i co nas różni od innych ludzi, co powoduje, że w mroźną, zimową noc, robimy igloo wysoko w Tatrach. To jest to co powoduje, że schodzimy głęboko pod wodę, aby zaraz później zjeżdżać na linie kilkadziesiąt metrów w dół do jaskini a następnie przeciskać się przez ciasne, ciemne jak noc korytarze. To jest ta siła, która każe nam płynąć w powietrzu wsłuchując się w jego szum. Ogień to jest ten błysk szaleństwa w naszych oczach powodujący, że musimy się sprawdzić w czymś czego nie znamy. To on powoduje, że musimy poznać i spróbować więcej i więcej. To Ogień powoduje, że za każdym razem, gdy pokonamy swoje słabości, gdy pokonamy samych siebie spalamy się i odradzamy z płomieni jak Feniks.

Jeszcze nie czas na podsumowanie, ponieważ jeszcze czeka mnie kilka testów mojej odporności, mojej odwagi i siły przede wszystkim mentalnej. Ale jedno mogę powiedzieć: IV Żywioły Sport Adventure zmieniają, hartują, powodują, że stajecie się inni. Silniejsi, odporniejsi i inaczej patrzycie na otaczającą Was rzeczywistość. Rozszerzają spektrum widzianego świata, widzicie wszystko głębiej, ostrzej, z większym nasyceniem. Wychodzicie z Matrixa.