Po dwóch tygodniach od powrotu nadal myślami jesteśmy w Nepalu – zgodnie mówią Monika i Renata, jedne z uczestniczek naszej wyprawy do Nepalu. Dla obu trekking do Everest Base Camp był spełnieniem marzeń o którym długo jeszcze nie zapomną. Niesamowite góry, cudowni tybulcy i widoki, których nie da się zapomnieć – to Nepal w telegraficznym skrócie.
Przygoda naszych Łowców Przygód zaczęła się na lotnisku w Krakowie, aby po przesiadce w Dubaju wylądować w Katmandu. Najbardziej emocjonujący lot był dopiero przed nimi, bowiem podróż z Katmandu do Lukli może przyprawić o gęsią skórkę. Szczególnie przez to w jak ekstremalnych warunkach się odbywa.
– Jeśli o czymś nie potrafię powiedzieć, to tylko dlatego, że nie da się tego opisać słowami – wspomina Renata. – To jedna z takich chwil. Wchód słońca nad Himalajami w małym, piętnastoosobowym samolocie i wypatrywanie najpiękniejszych gór świata. Z jednej strony zachwyt, a z drugiej niepewność, kiedy patrzysz na kompletnie wyluzowanego pilota popijającego herbatę.
Lądowanie na lotnisku w Lukli to przeżycie samo w sobie, a grupie trafiło się jedno z przyjemniejszych lądowań. Oprócz widoków, pierwsze czym zachwycili się Łowcy Przygód to lokalni mieszkańcy. Pełni serdeczności, życzliwości i troski o tak naprawdę obcych sobie turystów.
– Pierwsze, czego wypatrywałam to tych majestatycznych gór, które bardzo lubią schować się za chmurami, ale to tubylcy skradli moje serce. Cudowni ludzie, którzy tak naprawdę potrafią żyć, bez tego codziennego biegu. Kocham góry, to moja najwieksza miłość, ale pierwsze co siedzi w moim sercu to ci ludzie, tęsknię za nimi – podkreśla wzruszona Renata.
Monika zwraca uwagę jeszcze na jedną rzecz – na to jak bardzo pozytywną grupą są ludzie kochający górskie trekkingi.
– Każde skinienie głowy, każdy uśmiech, każde odwzajemnione powitanie daje dużo energii. I ta energia krąży wokół wszystkich, którzy wyruszają na górski szlak.
Celem grupy był oczywiście Mount Everest, najwyższa góra świata. Jak się jednak okazało, nie tylko ta góra zafascynowała podróżników. Matka z perłowym naszyjnikiem, stojąca na wysokości 6812 m n.p.m. to piękna, majestatyczna góra, stojąca samotnie.
– Chyba wszyscy zakochaliśmy się w Ama Dablam – wspominają obie panie. – Owszem, Everest jest najwyższy, ale stoi przytulony do innych szczytów. Ama Dablam, samotna i piękna jest naprawdę niesamowita. Moje ulubione zdjęcie z wyprawy to właśnie to Ama Dablam wychodząca z chmur. Towarzyszyła nam przez cały czas trekkingu – podsumowuje Monika.
Sam kilkudniowy trekking panie wspominają bardzo dobrze, choć zgodnie podkreślają, że to nie spacer. Ważnym aspektem było to, że cała grupa pomagała i wspierała się nawzajem. Kop energetyczny i najlepszy motywator, tym byli pozostali Łowcy. Monika miała wrażenie, że wszyscy znają się od dawna. Tak właśnie działa chemia między ludźmi o tej samej pasji.
– To była jedność, bez żadnych podziałów. Jeśli trzeba było odpocząć, wesprzeć, czy na chwilę przystanąć to nikt nie robił problemu – wspomina Renata. – 12 kilometrów marszu dziennie nie wydaje się jakimś wielkim wyczynem. Tyle, że każdego dnia jesteśmy coraz wyżej, każdego dnia jest mniej tlenu, dlatego wsparcie grupy jest kluczowe.
Monika nie ukrywa, że wyprawa w Himalaje była jej marzeniem, ale zaraziła swoją pasją męża i siedemnastoletniego syna. Wybrali się do Nepalu całą rodziną, a Monika tak bardzo przeżyła tę przygodę, że przez kilka wieczorów odtwarzała każdy dzień i spisywała wspomnienia żeby dla wszystkich uczestników wyprawy stworzyć pamiętnik.
Istotnym elementem wyprawy były posiłki, bez odpowiedniej i pełnowartościowej diety wyprawa ległaby w gruzach. Lokalni Szerpowie swoją siłę czerpią… z ryżu! Jedzą go dwa razy dziennie w różnej postaci. Najpopularniejszym daniem jest dal bhat składający się z gotowanego ryżu oraz zupy z soczewicy. Częstym dodatkiem do niego jest pieczywo czapati. Innym przysmakiem były też pierożki momo albo stek z jaka. Jak smakował Nepal naszym bohaterkom?
– Tęsknotą. Tęsknotą za ludźmi, zwierzętami i tymi majestatycznymi górami. Tęsknotą i myślą o jak najszybszym powrocie – mówi ze łzami w oczach Renata.
– To był wyjazd idealny, nawet gdybym bardzo chciała to nie potrafiłabym się do czegokolwiek przyczepić. Śniłam o tym momencie, więc jeśli Nepal ma smakować czymś konkretnym to spełnionym marzeniem.
Praca w branży spełniania marzeń nie należy do łatwych zajęć, ale na pewno jest czymś, co daje nam olbrzymią satysfakcję. Jeśli więc jedna z naszych wypraw jest drogą do spełnienia waszych snów, nie ma lepszego czasu niż teraz.