Byli jednymi z pierwszych Łowców Przygód, którzy ujarzmili wszystkie cztery żywioły. Andrzej i Maksym, ojciec i syn. Ludzie, którzy postanowili nie tylko żyć, ale przeżywać. Co sprawiło, że tak bardzo pokochali wyprawy ze Sport Adventure?
Andrzej: zasiedziałem się w życiu
Jako dziecko Andrzej nie był typem sportowca, nie ciągnęło go do aktywności fizycznej. W wieku dorosłym stał się uzależniony od pracy, oddawał jej praktycznie całe dnie. Dopiero w wieku 46 lat stwierdził, że coś utracił i zaczął czuć się po prostu… staro. Postanowił zmienić to, jak spędza wolny czas, choć początkowo nie było to łatwe. Pierwszą przeszkodą była zaniedbywana przez lata kondycja. Po pierwszym, relatywnie krótkim, biegu z przeszkodami nie mógł wstać z łóżka. Nie pomagały także komentarze i opinie znajomych, od „a po co ci to na stare lata”, po „może masz kochankę i to dla niej”. Te wszystkie przeciwności tylko napędzały motywację Andrzeja, który sukcesywnie, krok po kroku, pielęgnował swoją nową pasję do aktywnego trybu życia.
– Od pamiętnego Runmageddon Intro w 2018 roku uświadomiłem sobie poważne braki w sprawności mojego ciała i tak małymi kroczkami przechodziłem na dłuższe dystanse, aż do pokonania 100 kilometrów podczas Runmageddon Global Kaukaz w 2019 roku. Już wiem, że moim głównym celem będzie aktywność w górach powiązana ze wspinaniem. Przeszedłem już kilka kursów zimowych i letnich w górach, jestem na etapie szkoleń przygotowujących pod kurs taternicki. Jednak nigdy nie odmówię innych aktywności w powietrzu, na wodzie, czy pod wodą, a te wszystkie przygody mogę realizować w grupie Sport Adventure.
Wyjść ze strefy komfortu
Andrzej z zawodu jest inżynierem i jak sam mówi, technologia nie musi być naszym wrogiem, można żyć obok niej będąc nadal aktywnym fizycznie. Można wsiąść do samochodu, pranie, sprzątanie czy koszenie trawy zlecić automatom, a w tym czasie pojechać w góry czy nad morze, zaliczając aktywność na łonie natury. Można w tym samym czasie usiąść wygodnie na kanapie i cały ten czas spędzić ze smartfonem w dłoni, tracąc cenne godziny i minuty bezmyślnie patrząc się w ekran.
– Żyjemy w czasach, gdzie komfort życia jest bardzo wysoki, a ja jestem z poprzedniego pokolenia. Tak dużo życiowych ułatwień jakie są teraz dostępne stwarza wiele pułapek, wymaga od nas czujności i ciągłego dopasowania, można popłynąć na tej fali komfortu w nieznane. Zostałem wychowany w czasach, gdzie dziecko musiało radzić sobie samo, zagospodarować wolny czas, zbudować własną zabawkę, wszędzie dojść na własnych nogach, hitem było posiadanie dobrego roweru. Ten ciągły brak komfortu wyzwalał ogromne pokłady kreatywności.
Maksym, pierwszy nastolatek ze wszystkimi Żywiołami
Andrzej stara się jak najczęściej być poza strefą komfortu, bo właśnie tam odczuwa bodźce, które pobudzają wszystkie zmysły, zaczyna odczuwać większą bliskość z naturą. Mając taki bagaż doświadczeń stara się pokazać to własnym dzieciom. To właśnie walcząc z własnymi słabościami można odkryć samego siebie i pobudzić do życia najbardziej uśpione odruchy.
Andrzej ma dwóch synów – 14-letniego Wiktora i Maksyma, który w tym roku skończy 17 lat. To właśnie starszy syn jako pierwszy nastolatek w historii Sport Adventure mógł pochwalić się zdobyciem medali wszystkich żywiołów. Podobnie jak ojciec, jest on umysłem ścisłym, człowiekiem raczej wycofanym towarzysko. Co więcej, Maksym ma zespół Aspergera, łagodne zaburzenie ze spektrum autyzmu. Potrafi godzinami ignorować otaczającą go rzeczywistość i zamykać się we własnym świecie. Marzy, żeby zostać informatykiem.
– Takie jego wyłączania są niebezpieczne – tłumaczy Andrzej – więc ciągle próbuję wyciągać go z odosobnienia i zabierać na różne wyprawy. Robię wszystko, aby synom pokazać inny świat, ten bliski natury, ten poza czterema ścianami, ten z dala od smartfonów, gdzie należy dojść po nogach do celu, zadbać o posiłek, nocleg, zmierzyć się z naturą, z własnymi słabościami i ograniczeniami. W takich surowych okolicznościach młody człowiek bardzo szybko się odnajduje, budzą się w nim uśpione mechanizmy przetrwania. Można wręcz zauważyć, że nie kieruje się logiką, lecz instynktem, szybciej podejmuje decyzje, nie analizuje a działa. Dlatego uważam, że udział młodych ludzi w takich przygodach jakie oferuje Sport Adventure jest idealnym sposobem na przeciwwagę wszechobecnego komfortu. Pobudza w nich uśpione instynkty i rozwija kreatywność, każda pokonana słabość wzmacnia, każda przygoda buduje doświadczenie, każde spotkanie z nowymi ludźmi daje nowe znajomości.
Pokonać słabości
Maksym polubił wyprawy Sport Adventure już od pierwszego wyjazdu, a ze zdobycia odznaczeń wszystkich żywiołów nadal czuje ogromną satysfakcję i dumę, że dał radę to osiągnąć. Wie, że zrobił coś wyjątkowego jak na swój wiek i właśnie ta myśl pcha go do poszukiwania kolejnych stymulujących doświadczeń.
– Najbardziej podobała mi się wyprawa do jaskiń i nurkowanie, jest to zdecydowanie coś niekonwencjonalnego i coś, co robi wielkie wrażenie. Jeśli chodzi o sport, to od zawsze było mi z nim pod górkę, dyscypliny sportowe mnie nie interesują, jednak formy wyzwań w grupie Sport Adventure są inne, nikt mnie tu nie ocenia i tu mogę się odnaleźć, dlatego czekam na nowe wyprawy.
Dla Andrzeja wspólna przygoda z dzieckiem jest materializacją opowieści, że istnieje inny świat poza czterema ścianami i ekranem smartfona, że świat poza strefą komfortu jest naszym naturalnym środowiskiem. Właśnie tam zaczynamy żyć tak naprawdę, a jeśli dziecko już przekroczy ten próg, zaczyna samo doświadczać i wtedy przekonuje się, że rodzic miał rację i następuje wspólna wędrówka po przygodę. Ale to nie jest tylko przygoda, to coś więcej. To wspólnie spędzony czas, wspólną walka z przeciwnościami i słabościami, to momenty, które jak żadne inne potrafią zbliżyć do siebie rodzica z dzieckiem. To prawdziwa magia zamknięta w plecakach, namiotach i butach do biegania. To wreszcie czerpanie z życia pełnymi garściami, a Andrzej i Maksym są tego najlepszym przykładem.